Tracimy na nie mnóstwo czasu, a czy są w stanie dostarczyć nam  jakiejkolwiek wartości ? Głupawe rozmówki , które nigdy nie mają drugiego dna i puenty. Właściwie po co?
No właśnie!  A jaki jest sens mieć setki znajomych na fb ? Czy z wszystkimi chodzimy na kawę, jeździmy na wakacje i robimy grilla?

To po co nam ten  cyrk?

Bo lubimy czuć, że jesteśmy częścią czegoś większego, dzięki temu czujemy się lubiani, nie jesteśmy wykluczeni i na samym końcu, bo to modne.
Nie ze wszystkimi musimy być blisko, nie zawsze musimy patrzeć w tym samym kierunku. Powiem więcej, w przypadku niektórych,  nawet nie chcemy wiedzieć w jakim kierunku oni patrzą.
Anglosasi wymyślili sobie na tą okoliczność- small talk. To znane wszystkim rozmowy o pogodzie, o wszystkim i o niczym. Ma być lekko, dowcipnie i z dystansem do siebie. Nie chcemy z kimś wchodzić w głębszą relację, bo po prostu nie mamy na to ochoty, czasu albo po prostu nie lubimy tej osoby.

Nie w każdej sytuacji warto rozmawiać o poważnych tematach. Wbrew pozorom, rozmowa o lekkich tematach, prowadzona tak, aby była przyjemna dla obu stron, nie jest łatwa.
Są wśród nas nudziarze, którzy siląc się na lekkie tete –a- tete,  odstraszają ludzi, bardziej skutecznie niż  rotwailer przy ogrodzeniu. Na drugim krańcu leżą szczęściarze z wrodzoną umiejętnością prowadzenia lekkich, niezobowiązujących pogaduszek.  Praktycznie zawsze mają w rękawie jakiś żart i te parę zdań zamienionych z tymi ludźmi, jest przyjemnością.
Okazuje się, że kluczowy jest tu lekki ton i dystans do siebie. Brak ograniczeń, w których punktem centralnym są nasze wady i ograniczenia i wpływająca na wszystko niska samoocena.
Otwierając buzie w naszej głowie toczy się trzecia wojna światowa. Do głosu zaczynają dochodzić wewnętrzni doradcy, których ton współgra z naszą samooceną.
,,Po co ja się w ogóle odzywam! Boże jak to głupio brzmi! Już ciszej zapytać nie mogłam! Ale wybrałam sobie temat ! Jeśli mi odpowie to z grzeczności, a nie z przyjemności”.- Jeśli takich doradców słyszysz to popracuj najpierw nad sobą.
Jeśli takie myśli słyszysz chcąc rozpocząć krótką rozmowę z przypadkową osobą na przykład czekając na tramwaj lub poznając nowych ludzi, to small talk z obcymi nigdy nie będzie dla Ciebie przyjemnością.

W pozostałych przypadkach, lekka rozmowa o pogodzie, kawie i  dupie marynie daje nam energię i uśmiech. Dzielenie się dobrą energią zawsze będzie sprawiało przyjemność.

A co jeśli nie mamy ochoty rozmawiać, a wypada?

Jest wiele takich sytuacji, gdzie wypada otworzyć chociaż na chwilę nasz elokwentny dziób. No właśnie…czas na przykład.
Sytuacja z kilku dni wstecz: Siedzimy przy stole na konferencji, i jest przy nim jeszcze jedno miejsce wolne. Na razie rozmowa przy stole jest lekko wymuszana, a tematy rzucane na taśmę wybierane są przez każdego z nas z mozołem. Konwersację przecież trzeba podtrzymać, bo nie wypada siedzieć w ciszy. Po piętnastu minutach dochodzi do naszego stolika spóźniona dziennikarka. Po prostym dzień dobry i wspaniałym ale bardzo stonowanym uśmiechu, nie usłyszałyśmy nic…zupełnie nic…
Mało tego! O dziwo wyglądała na taką, która zupełnie nie ma potrzeby prowadzić rozmowy na siłę. Jednocześnie nie była dla nas obcesowa.
Patrzyłam na nią kątem oka, z lekką nutką zazdrości. Biła od niej pewność siebie, wysoka kultura osobista i brak niszczącej dla naszej osobowości siły, która każe nam coś robić.  Gdy zaczęła się część oficjalna konferencji, wszyscy byliśmy wybawieni ze swojego towarzystwa, które niejako zostało nam narzucone.

No właśnie. Jaka puenta?

Small talk to umiejętność, której warto się nauczyć ale….
Jeśli nie mamy ochoty na rozmowę to dobrze jest umieć w kulturalny sposób pokazać, że teraz mamy ochotę pobyć w naszej wewnętrznej jaskini ciszy i tyle! Mamy do tego prawo.