Szybkie wyjazdy są najlepsze. Tak mówią wariaci i ludzie, którzy nie lubią planować. Zaliczam się do tego zacnego grona i wcale nie jest mi z tym źle.
Tym razem  podjęliśmy decyzję w ciągu kilku minut i już wiedzieliśmy, że jedziemy.  Po dwóch dniach zmienił nam się nieco kierunek, ponieważ z Bieszczad  w ostateczności trafiliśmy w najpiękniejsze polskie Tarty.

Pogody lepszej nie mogliśmy sobie wymarzyć. Kwatera też okazała się przytulna i w ludzkiej cenie.
Do tego  niesamowici gospodarze, którzy nie szczędzili uśmiechu, mleka do kawy i wszystkiego co było potrzebne.
Całe trzy dni przyświecało słońce i naprawdę można było zmęczyć mięśnie.
Teraz siedzę i piszę z zakwasami.  Właśnie na świeżo najlepiej jest dzielić się emocjami.

Co było najciekawsze w wyjeździe?

Jak zwykle to co nowe. Wąwóz Kraków-bardzo mi się tam podobało. Jest trochę mroczny i żegna na końcu smoczą jamą.

W wąwozie Kraków mój towarzysz straszył mnie drabiną…okazało się że nie żartował.

Jak dla mnie wspinanie się po łańcuchach było trochę hardcorem. Miałam nawet taką myśl, że mój partner uknuł sobie taki mały zamach na mnie:)

Suma summarum przeżyłam i poszłam dalej.

Warto było wspinać się również do Stawu Smreczyńskiego. Widok przepiękny a i kaczki niesamowite

To co było również niezwykle ciekawe to jaskinia mroźna. Były również minusy- wyszłam z tego miejsca w sfatygowanej garderobie. Zresztą nie tylko ja
Niektórzy nawet na kolanach chodzili

Widoki w jaskini były niesamowite

Błoto było nową dekoracją.
Drugi dzień zarezerwowany był na wodospad, który już znałam ale przyciąga mnie co roku jak magnes.

To oczywiście Siklawa. Warto powspinać się na górę, wylać trochę potu, aby ją zobaczyć. Sama droga na Siklawę jest ciekawa i malownicza. Jest strumyk, przy którym można odpocząć

Prawie koniec wędrówki to Dolina 5 Stawów. Przy tej pogodzie widoki były powalające na kolana. Nie mam więcej słów aby je opisać. Sami zresztą zobaczcie.

Już nawet wiem jak dostarczają tak wysoko te wszystkie pyszności do schroniska.

Koniec wyprawy to oczywiście wilczy głów i potrzeba szybkiego zaspokojenia. Kto wie najlepiej, gdzie dobrze zjeść w okolicy? To proste lokalni mieszkańcy

Jednogłośnie twierdzili, że restauracja u Leśnego, to najlepszy wybór. Tym razem posłuchaliśmy i byliśmy zachwyceni. Nie zrobiłam zdjęcia bo byliśmy tak głodni, że jak tylko przyszło to rzuciliśmy się  do korytka.
Gdy pierwszy głód minął, to talerze już nie nadawały się do fotek
Wstawiam za to zdjęcie restauracji u Leśnego

 Jeśli chcecie dobrze zjeść, to na pewno się nie zawiedziecie. Prawdziwy górski klimacik i przepyszne swojskie jedzenie. Ceny też przyzwoite. Za oscypki z żurawiną, polędwicę z borowikami, surówkami i ziemniakami, schabowego z dodatkami, grzańca i dwie herbaty zapłaciliśmy 83 zł.
Warto ruszyć się choćby na weekend. Życie składa się z chwil !