Dopóki kometa znajduje się daleko od Słońca, głowa jej ma stosunkowo niewielkie rozmiary, wzrasta jednak coraz szybciej w miarę, jak się do niego zbliża, by w punkcie przysłonecznym niespodziewanie zmniejszyć się gwałtownie. Na przykład kometa Halleya w odległości 3,4 jednostki astronomicznej od Słońca miała głowę o średnicy 16000 kilometrów, gdy odległość ta zmniejszyła się do 2,3 jednostki astronomicznej, średnica głowy wynosiła już 370000 kilometrów i nadal wzrastała, osiągając w krótkim czasie prawie 500000 kilometrów. Ale podczas przejścia przez punkt przysłoneczny głowa komety Halleya miała tylko 120000 kilometrów średnicy, potem zaczęła znowu szybko rosnąć, lecz po większym oddaleniu się od Słońca stopniowo się zmniejszała i w końcu znikła zupełnie. Co jest powodem tego dziwnego z pozoru zachowania się głowy komety? Otóż gdy zbliża się ona do Słońca, jądro jej jest coraz intensywniej ogrzewane i w związku z tym coraz intensywniej ulatniają się z niego składniki lotne. Ulatujące cząsteczki przez jakiś czas świecą, pobudzone do tego przez promieniowanie Słońca. Nie jest to więc zjawisko wywołane wzrostem temperatury, ale tak zwane świecenie zimne, czyli po prostu fluorescencja. Zjawisko to trwa tak długo, dopóki dana cząsteczka nie zostanie rozbita przez to samo promieniowanie słoneczne. Jeżeli kometa jest blisko Słońca, to niszczące oddziaływanie jego promieniowania jest najsilniejsze.

Zobacz też..

Warkocz komety zawsze skierowany jest w stronę przeciwną niż Słońce. Można zatem powiedzieć, że dopóki się ona do niego zbliża, ?wlecze” swój ogon za sobą, gdy zaś się oddala, ogon przypomina smugę latarki i wygląda to tak, jakby kometa oświetlała sobie drogę wiodącą ku mrocznym otchłaniom układu planetarnego. To z pozoru dziwne zachowanie się warkocza można prześledzić na przykładzie komety, która została dostrzeżona podczas dnia 28 lutego 1843 roku w niewielkiej odległości od Słońca. Wystarczyło wtedy dłonią zakryć jego tarczę, aby zobaczyć jej warkocz długości około 5°. W pełnej krasie widać go było dopiero po zachodzie Słońca, kiedy miał 65° długości i kształtem przypominał prostą smugę latarki. Po uwzględnieniu odległości komety od Ziemi stwierdzono, że jego rzeczywista długość wynosi około 320 milionów kilometrów. Był to więc najdłuższy warkocz, jaki w dotychczasowych dziejach astronomii udało się zmierzyć. Mała zaś odległość komety od Słońca nie była pozorna, bo faktycznie przeszła ona w odległości 825 000 kilometrów od jego środka, czyli zaledwie 130 000 kilometrów nad widoczną gołym okiem powierzchnią Słońca, zwaną słoneczną fotosferą. W tym czasie warkocz komety przecinał nie tylko orbitę Merkurego, Wenus i Ziemi, ale nawet orbitę Marsa. Kometa z roku 1843 w punkcie przysłonecznym biegła z szybkością 550 kilometrów na sekundę, toteż w ciągu dwóch zaledwie godzin opisała wokół Słońca łuk 180° i przeszła z jednej jego strony na drugą.