Prosty, szybki temat: Jedziemy na krokusy! Trzy różne początki i wspólne zakończenie.
Tego nam było trzeba! Cieszyłyśmy się jak dzieci. Dwie z nas cieszyły się jeszcze mocniej, już od samego początku wyprawy, bo nie siedziały za kółkiem.

Driverka odrobiła szybko straty po zacumowaniu na miejscu.
Byłyśmy już na miejscu. Widok  hipnotyzował-nawet z podwórka ?

Gdy tylko zacumowałyśmy na naszej kwaterze, zaczęłyśmy łatwić sobie lepsze miejsce na basenie i w saunie częstując właściciela pyszną cytrynówką własnej roboty.
Kto raz spróbował, ten wie o czym piszę. Gdy tylko pozałatwiałyśmy sprawy z właścicielem obiektu, zaczęłyśmy się cieszyć pierwszym wspólnym popołudniem.

To był czas tylko dla nas.   Pyszne jedzenie, jeszcze lepsze drinki, grzańce i śmiech do łez. To dopiero był początek…
Pierwsze popołudnie miało być czasem nastawienia się na oglądanie krokusów. Nastawiłyśmy się  więc naprawdę porządnie.
Skoro tylko zawitał blady świt, pognałyśmy wszystkie do celu naszej wyprawy.
Jak się okazało stwierdzenie : ,, Kto tam pojedzie na krokusy?! Chyba tylko wariaci i napalone na kwiatki baby’’

– zostały obalone w kolejce po bilety. Chyba nie muszę wspominać o gigantycznej kolejce po bilety.
Nigdy nie stałam w tak dużej kolejce  i powiem, że  miło było stać z takimi pozytywnie zakręconymi wariatami. Chyba się sklonowali…

Jak tylko kupiliśmy bilety okazało się, że wygrałam darmowy start w biegu rzeźnika zorganizowanym przez moją siostrę i jej pomagiera  na niebotycznie długich i wysportowanych nóżkach.

Już wiem, że nigdy nie będę narzekać na tempo mojego faceta. On przynajmniej chociaż słucha prośby zwolnij.
W szybkim tempie dotarłyśmy do celu wędrówki. Widok był powalający. Wiedziałyśmy, że dla tych widoków warto było przyjeżdżać.

Po nasyceniu się widokami i serii fotek, sturlałyśmy się w dół.
Plan na następną część dnia był oczywisty: sauna, basenik, hydro masażyk, a potem to co sprawia ogromną przyjemność wszystkim kobietom na diecie: jedzenie

Wszystko co dobre szybko się kończy.
Teraz każda z nas już wróciła do swoich gniazdek. Naładowane baterie i wspomnienia jednak pozostały.
Powodów aby nie jechać jest mnóstwo: brak czasu, pieniędzy, zazdrosny mąż, niewychowana teściowa, dzieci, kot itd.
Wiemy jedno: Na takie wyprawy po prostu się jeździ, a nie o nich mówi. Cel następnej wyprawy –chyba Sopot:)

Przez jakiś czas szczęście będzie miało dla nas fioletowy kolor.